Henryk Sienkiewicz, "Krzyżacy", streszczenie 16
Poznasz streszczenie rozdziałów w tomie II: XLV, XLVI, , XLVII, XLVIII, XLIX, L, LI.
Dowiesz się, że Zbyszko z Jagienką i dziećmi zamieszkali w zameczku, który wybudował im Maćko, że wybuchła wreszcie długo oczekiwana wojna z Krzyżakami, że pan de Lorche ożenił się z Jagienką z Długolasu. Poznasz znaki na niebie i ziemi, które wróżyły Polakom zwycięstwo pod Grunwaldem i przebieg największej średniowiecznej bitwy w Europie.
Rozdział XLV
Zbyszko z Jagienką zamieszkali w Moczydłach, a Maćko w Bogdańcu budował im mały zameczek. Spieszył się bardzo, bo niespełna rok po ślubie rodzina Zbyszka powiększyła się o bliźniaki Maćka i Jaśka. Jagienka rozkwitła zajmując się dziećmi, gospodarstwem i towarzysząc mężowi w licznych rozrywkach i polowaniach. Wszyscy cenili ją za mądrość, urodę i dobre serce. Szanowali Zbyszka za jego rycerskie przygody, obycie w świecie i majątek, który zdobył męstwem w boju. Rozpowiadano, że przyjaźnią obdarzył rycerza sam Zawisza Czarny. Zbyszko stał się wzorem dla okolicznego rycerstwa i przykładem na to, że warto służyć królowi i ojczyźnie.
Rozdział XLVI
Maćko był szczęśliwy. Gospodarka szła doskonale, majątku w Bogdańcu przybywało, a Jagience i Zbyszkowi urodził się kolejny syn, którego nazwano Zychem. Po czterech latach udało się zakończyć budowę kasztelu. W kolejnym roku urządzano go dostatnio. Zbyszko wyeksponował łupy, które zdobył podczas wojen, Maćko dobra zabrane ze Spychowa, dodatkowo sprowadzono z Sieradza szklane szyby. Zbyszko z Jagienką i dziećmi zamieszkał w zameczku, Maćko wolał zostać w starym dworku, mimo że młodzi zapraszali go usilnie. Kilka razy w roku na zamku odbywały się małe turnieje, Zbyszko z Jagienką zapraszali sąsiadów także na wieczerze i uczty. Ci chętnie korzystali z gościny i odwdzięczali się gospodarzom dobrym słowem i szacunkiem. O bogactwie rycerzy z Bogdańca opowiadano legendy.
Rozdział XLVII
W piątym roku od powrotu do Bogdańca, Maćko poinformował Zbyszka, że do Spychowa się wybiera i zabawi tam nieco dłużej. Zbyszko nie zdziwił się zbytnio tą wiadomością, bo Maćko bywał w Spychowie kilkakrotnie w ciągu ostatnich lat. Kiedy jednak stryj nie wracał przez pół roku zaniepokojony rycerz wysłał sługę, by ten dowiedział się, czy u Maćka wszystko w porządku. Posłaniec spotkał starszego rycerza w Sieradzu. Okazało się, że wracał z Malborka. Udał się tam, by dopełnić ślubów i wyzwać Kunona Lichtensteina. Krzyżak jednak został wielkim komturem i na dodatek wyjechał w poselstwie. Księżna Aleksandra, od której Maćko wziął listy, by sobie bezpieczną drogę zapewnić, uprzedzała Maćka, że Kuno nie potyka się z nikim, nawet Zawiszy odmówił, ale Maćko nie tracił nadziei. W Malborku mistrz powtórzył to, co wcześniej rycerz od księżny usłyszał i zaproponował, by ten bił się z krewnym Kunona, także noszącym nazwisko Lichtestein. Maćko pokonał Krzyżaka, ale mimo wszystko czuł pewien niedosyt i nie był zadowolony z takiego wypełnienia ślubów.
Rozdziała XLVIII
Rok później zmarł Mistrz Konrad, a jego miejsce zajął Ulryk von Jungingen. Dla Polaków stało się jasne, że wojna wybuchnie lada dzień. Rycerze rozpoczęli przygotowania, wybierano broń, ostrzono miecze, ćwiczono służbę, by pachołkowie mogli walczyć w polu. Do królestwa napływało wielu zbiegłych chłopów z państwa krzyżackiego. Witano ich chętnie i słuchano uważnie, by wiedzieć, co się u wroga dzieje. Krzyżacy lekceważyli Polaków, bo byli przekonani o zwycięstwie w przyszłej wojnie. Tymczasem król Władysław zarządził łowy w borach i puszczach, by zapewnić wojsku prowiant. Pretekstem do wojny miało być zajęcie przez Krzyżaków Drezdenka, a potem Santoka.
Maćko i Zbyszko z Bogdańca czekali na ogłoszenie wojny i doczekali się. Pięknego, letniego dnia zobaczyli u bram zamku rycerza, który cisnął coś na kształt wieńca z łozy i krzyknął „wici”. Natychmiast zebrali służbę, sołtysów, pożegnali Jagienkę i dzieci i ruszyli. Po drodze spotkali Jaśka, brata Jagienki, a także Cztana z Rogowa, starego Wilka. Wszyscy oni ciągnęli na wojnę.
Rozdział XLIX
Nastała wojna. Pierwsze potyczki nie były dla Polaków korzystne. Krzyżacy zajęli ponownie Ziemię Dobrzyńską. Mediacje królów czeskiego i węgierskiego nie na wiele się zdały. Wszyscy przeczuwali, że rozejm jest chwilowy.
Wojska królewskie posuwały się na północ. Fortecę w Dąbrownie zdobyto bez wysiłku, ku radości króla. Noc z 14 na 15 lipca 1410 roku była zmienna i nawałnista. Wojownicy polscy, a także wspierający ich litewscy pod wodzą księcia Witolda i tatarscy, którymi dowodził Saladyn, suszyli mokre szaty wokół ogniska. Król czuwał.
Maćko i Zbyszko z Bogdańca udali się do niego, jako towarzysze wojewody sieradzkiego, który bez pozwolenia zdobył zamek w Gilgenburgu, a teraz obawiał się nagany. Władysław Jagiełło przeciwny był bowiem zdobywaniu tej twierdzy i nawet wysłał posłańca, by zapobiec walkom, ale ten przybył za późno. Wysłuchawszy wyjaśnień, król odstąpił od oskarżeń wobec wojewody. Maćko i Zbyszko mogli zauważyć, że królowi towarzyszą polscy książęta i najdzielniejsi rycerze, z przychylnym im bardzo Powałą z Taczewa i Zyndramem z Maszkowic. Zbyszko, Maćko a i inni mieli nadzieję, że podczas bitwy uda im się wreszcie zmierzyć z Kunonem Lichtensteinem. Ku swojemu zdumieniu Zbyszko spotkał w królewskim obozie pana de Lorche. Okazało się, że rycerz geldryjski ożenił się z Agnieszką z Długolasu, a po śmierci starego Mikołaja i jego syna, za zgodą księcia Janusza został jego poddanym. De Lorche powiedział także Zbyszkowi, że Hlawa znajduje się w obozie i zaproponował, by obaj rycerze z Bogdańca i Powała z Taczewa spotkali się z nim. Wśród towarzyszących panu de Lorche sług, Zbyszko rozpoznał Sanderusa. Ruszyli na wieczerzę rozmawiając o wojnie. Po drodze mijali dzikich wojowników skupionych wokół obozowych ognisk, którzy nazajutrz mieli wspierać króla w bitwie. Nagle zostali zatrzymani przez proboszcza kłobuckiego. Ten kazał im patrzeć na niebo, gdzie widział bitwę, zmagania króla i mnicha. Rycerze nic nie widzieli, ale za dobrą wróżbę uznali, gdy proboszcz powiedział, że król zakonnika obalił i na znak zwycięstwa przycisnął go nogą.
Rozdział L
O świcie zerwała się burza. Gdy deszcz przestał padać wojska polskie ruszyły w stronę Grunwaldu. Zajmowały pola jak okiem sięgnąć. Towarzyszyły im wojska litewskie, czeskie i węgierskie. Król Władysław miał nadzieję, że mimo wszystko do walki nie dojdzie,że zakon uzna skargi królewskie. Władysław bił się wielokrotnie z Krzyżakami jako poganin Litwin, na myśl o tym, że jako król Polski przeciwko zakonowi w pole wyruszy, drżało w nim serce. Odłożywszy na prośbę Witolda mszę świętą poranną na późniejsze godziny, dopiero na postoju udał się wraz z towarzyszącymi mu innymi wodzami na nabożeństwo.
Rozdział LI
Gdy nabożeństwo się skończyło, do obozu przyjechał goniec z informacją o zbliżających się Krzyżakach. Książę Witold chciał odwołać drugą mszę, ale król zdecydował, że będzie w niej uczestniczył sam. Do obozu przyjeżdżali kolejni posłańcy uprzedzić o zbliżającym się wojsku. Gdy po drugiej mszy król wyszedł przed namiot, sam już mógł zauważyć bałwany kurzu na horyzoncie.
Władysław kazał ubrać się w zbroję. Gdy dosiadł konia, chwycił kopię, smutek zszedł z jego twarzy. Tymczasem armia niemiecka minęła Grunwald i zatrzymała się w połowie pola.
Polscy rycerze mogli im się przyjrzeć. Zbyszko z Maćkiem pokazywali swoim Sieradzanom dwie najsilniejsze chorągwie. W Polakach burzyła się krew. Krzyżacy zaś nie mogli widzieć królewskiego wojska ukrytego w cieniu drzew. Na krawędzi lasu dostrzec można było tylko kilka chorągwi. Dopiero zbiedzy ze zburzonego Gilgenburga potwierdzili mistrzowi krzyżackiemu, że ma przed sobą całą polsko-litewską armię. Dowódcy krzyżaccy zebrali się na naradę. W większości lekceważyli polskie siły i byli przekonani, że zwycięstwo przyjdzie im łatwo. Zastanawiano się, jak wyciągnąć polskie wojsko w pole. Komtur człuchowski Henryk zaproponował, by ustąpić Polakom trochę miejsca, a do króla wysłać heroldów z dwoma mieczami i wyzwać wojsko polskie na śmiertelny bój.
Władysław Jagiełło miał właśnie pasować gromadę żołnierzy, gdy mu doniesiono o przyjeździe krzyżackich posłów. Król łudził się, że przyjechali z propozycją pokoju. Posłał po Witolda. W obecności obu jeden z heroldów powiedział, że mistrz Ulryk wzywa królewski majestat na bitwę śmiertelną i aby dodać przeciwnikom męstwa przesyła dwa nagie miecze. Po czym złożył broń u królewskich nóg. Drugi z heroldów dodał, że wojska krzyżackie ustąpiły miejsca na polu, by polskie nie musiały gnuśnieć w zaroślach. Król Władysław odpowiedział, że przyjmuje miecze, a pole bitwy wyznaczy Bóg. Dwie łzy spłynęły mu po policzkach.
Gdy wojska polskie zaczęły się wysuwać z boru, mistrz krzyżacki pobladł widząc ich ogrom, wargi zaczęły mu drżeć i łzy napłynęły do oczu. Mistrz przeczuwał klęskę. Kuno Lichtenstein zganił go za takie zachowanie. Ulryk poprosił o hełm i rzucił komendę „do chorągwi”.
Bitwa jednak nie następowała. Dopiero po pewnym czasie jako pierwsze ruszyły wojska litewskie pod wodzą Witolda. Gdy bitwa już miała się rozpocząć polskie rycerstwo zaintonowało „Bogurodzicę”. Rycerze pochylili się na końskie karki i wyciągnąwszy przed siebie włócznie, ruszyli. Rozpoczęła się bitwa. W ruch poszły miecze, topory, szable i oszczepy. Konie tratowały rannych. Pole pod Grunwaldem skąpane zostało w morzu litewskiej krwi. Do boju ruszyli polscy rycerze, wśród nich najznamienitsi: Powała z Taczewa, Zyndram z Maszkowic i sam Zawisza Czarny. Starli się z chorągwiami dowodzonymi przez Lichtesteina. Polacy bili Krzyżaków zapamiętale w bitewnym szale, bez litości. Posuwali się, a ich drogę znaczyły trupy poległych Krzyżaków. Do walki ruszyli także rycerze z Bogdańca. Maćko walczył rozważnie, oczyma szukając Kunona Lichtesteina, a nie mogąc go wypatrzyć śmierć zadawał zakonnikom mniejszej rangi. Czas upływał,ma zwycięstwo zdawało się przechylać na krzyżacką stronę. Już niemieckie zastępy zaczęły śpiewać pieśń zwycięstwa. Jeden z Krzyżaków ranił konia, na którym siedział Marcin z Wronowic trzymający chorągiew z orłem w koronie. Rumak i jeździec zwalili się nagle. Z setek niemieckich gardeł wydarł się ryk radości. Setki polskich rycerzy krzyczało z rozpaczy i wściekłości. I nagle, jakby im ktoś sił dodał. Rzucili się, by odbić chorągiew, wyrzynali Niemców w szale. Po chwili polska chorągiew w polskich rękach powiewała nad walczącymi. Krzyżaków zabijano bez miłosierdzia, bez wytchnienia, bez przerwy. Nagle zaczęły się odzywać błagania o litość. Wielki mistrz rzucił do boju szesnaście chorągwi trzymanych dotąd w odwodzie. Polski król dał rozkaz kmieciom i Czechom.
Tymczasem Krzyżacy okrążyli polskie dowództwo. Król znalazł się w niebezpieczeństwie. Zwinięto znak królewski. Straż wysunęła się do przodu. Byli w niej najdzielniejsi polscy rycerze. Krzyżacy jednak zignorowali tę małą grupę i skierowali się w stronę głównej bitwy. Tylko jeden z Niemców skuszony blaskiem królewskiej zbroi, wyciągnął kopię i skoczył wprost na polskiego króla. Zbigniew z Oleśnicy chcąc nie dopuścić do pojedynku, uderzył go w łeb i zwalił z konia. W tym momencie król, który gotował się do walki, „własną ręką zabić go raczył.” Grunwaldzkie pola pokryte były ciałami. Pojawienie się w boju samego mistrza dodało Polakom sił. Zyndram rzucał do boju kolejne kmiece oddziały. Wróciły na pole bitwy rozbite na początku oddziały litewskie. Przerażeni Krzyżacy radzili Ulrykowi, by uciekał. Ten odmówił. Chwilę potem umierał od litewskiego ciosu. Chorągwie krzyżackie zaczęły się poddawać, poddali się wszyscy goście zagraniczni wraz z dowódcą. Ci, którzy się bronili, czynili to w rozpaczy, przekonani, że nie zdołają wygrać, jak Arnold von Baden, który poległ z ręki Zawiszy Czarnego. Henrykowi, komturowi człuchowskiemu drogę zajechał Zbyszko z Bogdańca. Ten zacięty wróg Polaków prosił o litość i Zbyszko ulitował się, kazał giermkowi założyć Krzyżakowi powróz na szyję i popędził jak wołu do wszystkich krzyżackich jeńców. Maćko znalazł wreszcie Kunona wśród jeńców. Podjechał do niego, przypomniał starą sprawę Zbyszka. Wyzwał go na pojedynek grożąc, że jeśli odmówi, to go każe na powrozie powiesić jak psa. Starli się w boju. Kunon był młodszy i zręczniejszy, ale Maćko silniejszy. Szybko powalił przeciwnika. Kunon zaskomlał o litość, Maćko przyłożył mu nóż do gardła i pchnął dwukrotnie.
Bitwa zmieniła się w rzeź i pościg. Armia krzyżacka przestała istnieć.
O zachodzie słońca Polacy spisywali jeńców, rozpoznawali poległych, gromadzili zdobyte chorągwie i armaty, dziękowali Bogu za zwycięstwo.
Potem Maćko i Zbyszko wrócili do Bogdańca, gdzie żyli jeszcze długo i szczęśliwie.