Kazimiera Wąsowska - bogata, piękna i pozbawiona złudzeń
Poznasz charakterystykę jednej z ciekawszych kobiecych postaci „Lalki” Bolesława Prusa.
Kazimiera Wąsowska jest arystokratką, wdową, na tyle bogatą, by bez obaw o społeczny ostracyzm głosić hasła emancypacji kobiet. Trzydziestoletnia dama jest bardzo piękna, towarzyska, cieszy się szacunkiem w swoim środowisku i uwielbieniem mężczyzn. Z bliska hołdy składają jej jednak wyłącznie utracjusze. Panowie dostatecznie majętni i stateczni, jak Stanisław Wokulski, podziwiają ją unikając zacieśniania relacji. „Trudno jej, panie, nie uwielbiać, a uwielbiać rzecz niebezpieczna” – ostrzega jeden z wielbicieli Dlaczego? Przyjrzyjmy się bohaterce i jej postępowaniu.
O urodzie Wąsowskiej mówi w powieści baron Dalski określając ją słowami „milutka wdóweczka”. Wokulski porównując ją do Izabeli Łęckiej stwierdza, że „pani Wąsowska to przede wszystkim piękna samica”. Z relacji narratora czytelnik dowiaduje się, że Kazia miała piękne rude włosy, czarne błyszczące oczy, doskonałą figurę. Poruszała się energicznie, świetnie jeździła konno, co sama składała na kroplę węgierskiej krwi, która miała płynąć w jej żyłach.
Pozbawiona przesądów i uprzedzeń klasowych, była spostrzegawcza, potrafiła trafnie oceniać ludzi. Wokulskim zainteresowała się nie ze względu na jego majątek, a dlatego że usłyszała, iż jest „niepospolitym” człowiekiem. Znudzona zasławskim towarzystwem postanowiła wykorzystać czas, gdy w majątku nie pojawiła się jeszcze Izabela i uwieść kupca. Być może ten pośpiech sprawił, że arystokratka fatalnie zaprezentowała się Wokulskiemu. Zamiast pozwolić się adorować i podziwiać, najpierw zakomenderowała konną wycieczkę, a czasie jej trwania opowiadała o tysiącach rubli, które z nudów wydała ostatniego roku na zachcianki i o kochankach, których sama sobie wybiera i zmienia, choćby co miesiąc. Śmiałym zwierzeniom wdowy towarzyszył bezpośredni sposób bycia. Narrator relacjonuje: „tarzała się na siodle ze śmiechu.” Mimo tej nieskrywanej kokieterii przechodzącej w nachalności, kupiec nie ulega wdziękom Wąsowskiej ani podczas przejażdżki, ani później. Oszałamia go urodą, nie na tyle jednak, by myślał o zbliżeniu się do niej. Piękna Kazia odczytuje to jako afront. Przez chwilę daje Wokulskiemu odczuć, jak bardzo jest rozczarowana, później angażuje się w zacieśnienie relacji między nim
a Łęcką. Czytelnik jednak może mieć podejrzenia, że ta gorliwość Wąsowskiej nie jest zupełnie bezinteresowna. Dama wydaje się czekać na moment, gdy Wokulski będzie
w stanie zainteresować się nią, jako kobietą, a podejmując się roli mediatora pomiędzy Stachem a Izabelą, tak naprawdę sprawdza, czy Wokulski nadal durzy się w kuzynce.
Wąsowska jest kobietą bezpośrednią, która nie waha się nazywać rzeczy po imieniu. Sztorcuje Ochockiego, gdy ten źle powozi i drwi z biednej Feli, która go broni, nazywa Wokulskiego pedantem i okazuje mu swoje niezadowolenie. Ewidentnie brakuje jej wrażliwości i taktu. Gdyby nie olbrzymi majątek wdowy, o którym wiedzą wszyscy, jej uwag i przytyków nie znosiłby pewnie z taką wyrozumiałością także Kazimierz Starski.
Mimo że na kartach powieści kilkakrotnie pani Wąsowska określana jest jako mądra
i rezolutna, trudno w to uwierzyć patrząc na jej relacje ze wspomnianym Starskim. Mężczyzna jest utracjuszem i lowelasem, człowiekiem poszukującym w życiu przyjemności bez zobowiązań, dlatego chętnie adorującym bogate mężatki. Nie gardzi Kazimierz także upojnymi chwilami z kobietami niższego stanu. Z Wąsowską łączyła go podobno duża zażyłość, o czym wspominają i Dalski, i Ochocki. Nagle coś w tym związku się popsuło, a wdowa zaczęła drwić z umizgów swojego niedawnego kochanka. Mężczyzna od dawna miał fatalną reputację, co zatem pchnęło rezolutną ponoć Wąsowską w jego ramiona i co sprawiło, że zdecydowała się zakończyć związek? Czy zniechęciły ją zaloty Kazia do zaręczonej właśnie Eweliny Janockiej? Narrator zauważa: „Dopóki jednak żyła na świecie, nie mogła pozwolić na to, ażeby jaki mężczyzna mógł kochać się w jakiejś innej kobiecie, (...) uwielbiać - można było tylko ją. Nie dlatego nawet, ażeby uważała się za najpiękniejszą, ale że... taką już miała słabość.”
Niekiedy w wypowiedziach Wąsowskiej pojawia się gorycz i rozczarowanie światem. Bogata wdowa zwierza się dopiero co poznanemu Wokulskiemu: „kiedyś, kiedym miała zamiar stać się męczennicą małżeństwa. Na szczęście, mój mąż znalazł się tak uprzejmie, że prędko umarł”. Wiele w tych kilku słowach ironii i szyderstwa. Pretensje do świata pobrzmiewają także w wypowiedziach skierowanych
do Ochockiego, gdy wdowa przekonuje go, że kobiety mają takie samo prawo kokietować i romansować jak mężczyźni, a człowiek postępowy w wieku emancypacji powinien o tym wiedzieć. Wąsowska wydaje się rozdarta pomiędzy potrzebą podobania się mężczyznom, a niechęcią czy wręcz nienawiścią do nich. Podczas wspomnianej wycieczki mówi Wokulskiemu: „Kiedy kobieta, w pewnej epoce życia, marzy o idealnej miłości, wyśmiewacie jej złudzenia i domagacie się kokieterii, bez której panna jest dla was nudna, a mężatka głupia. A dopiero gdy dzięki zbiorowym usiłowaniom pozwoli prawić sobie banalne oświadczyny, patrzeć słodko w oczy, ściskać za ręce, wówczas
z ciemnego kąta wyłazi jakiś oryginalny egzemplarz w kapturze Piotra z Amiens
i uroczyście wyklina kobietę stworzoną na obraz i podobieństwo Adamowych synów. "Tobie już nie wolno kochać, ty już nie będziesz nigdy prawdziwie kochana, bo miałaś nieszczęście znaleźć się wśród jarmarku, boś straciła złudzenia!" A któż ją z nich okradł, jeżeli nie pańscy rodzeni bracia?... I cóż to za świat, który naprzód obdziera z ideałów,
a potem skazuje obdartego?...” Podczas tej samej rozmowy nazywa mężczyzn nędznikami.
Wąsowska potrafi się zdobyć na szczerość wobec Wokulskiego i przyznać się
do uczuć, które w niej wzbudzał. Po kilku miesiącach znajomości mówi, że była nim zainteresowana. Po przyjacielsku daje mu także rady, jak powinien postępować z Izabelą. Odradza staromodne wzdychania i wypomina nadmierny idealizm. Ostrzega przed klęską, jeśli kupiec nie posłucha jej rad. Swoimi obawami co do związku Wokulskiego z Łęcką dzieli się także z Ochockim. Jej przewidywania okazują się prorocze.
Jest w powieści taki moment, gdy wydaje się, że Kazia Wąsowska rzuciła Stacha
do swych stóp. Wracając ze spotkania z arystokratką, Wokulski myśli: „Głupstwo!… przecież jej nie oświadczę, że mam na nią apetyt… A zresztą, choćbym trafił na dobrą chwilę, co bym dał jej w zamian?… Nawet nie mógłbym powiedzieć, że ją kocham.”
Dlaczego piękna, bogata, rezolutna wdowa nie była w stanie rozkochać w sobie, ani Wokulskiego, ani żadnego innego bohatera powieści? Dlaczego wolała zmieniać kochanków co miesiąc i tracić tysiące rubli, by zapewnić sobie chwilę rozrywki? Okazuje się, że ani majątek, ani uroda, ani nawet węgierska krew w żyłach szczęścia nie dadzą, gdy zmącone są pretensjami i żalem do świata.