Bolesław Prus, "Lalka", streszczenie 1
Poznasz szczegółowe streszczenie rozdziałów:
I Jak wyglądała firma J Mincel i S Wokulski przez szkło butelek;
II Rządy starego subiekta;
III Pamiętnik starego subiekta.
Dowiesz się, że Stanisław Wokulski uczestniczył w powstaniu styczniowym, ożenił się ze starszą bogatą wdową, z którą „miał krzyż pański” i postanowił zrobić interes na dostawach dla wojska. Ta ostatnia decyzja sprawiła, że wielu uważa go za wariata. Poznasz szczegółowy plan dnia Ignacego Rzeckiego i pracowników sklepu Wokulskiego oraz pierwszy fragment pamiętnika pisanego przez pana Ignacego.
Rozdział 1
Jest rok 1878. Goście renomowanej restauracji (przez narratora zwanej jadłodajnią) w Warszawie rozmawiają o skomplikowanej sytuacji politycznej na świecie. Wśród nich są właściciele składów bielizny, dzisiaj powiedzielibyśmy hurtownicy, właściciele składów win, fabrykanci powozów i kapeluszy. Jedzą, piją wino, palą cygara i dyskutują. Najbardziej poruszeni są decyzją kupca Stanisława Wokulskiego, który postanowił zaangażować się w dostawy dla wojska. Zdaniem większości zebranych doprowadzi to kupca do bankructwa. Trzeba być wariatem, by zostawić prowadzenie interesu w Warszawie innym i samemu angażować się w tak niepewną sprawę. Rozmówcy są zgodni w tej kwestii.
Radca, który zna Wokulskiego od kilkunastu lat przypomina jego historię. Poznał przyszłego kupca, gdy ten był subiektem w podobnej jadłodajni. W dzień pracował obsługując klientów, niezbyt grzecznie zresztą, a nocami uczył się. Marzył bowiem o skończeniu Szkoły Głównej i przygotowywał się do egzaminów wstępnych. Zdał je zresztą i przez rok studiował. Po roku studia rzucił i zaangażował się w sprawy ojczyzny. Uczestniczył w powstaniu styczniowym. Za te działania został zesłany w głąb Rosji. Po kilku latach wrócił z małym majątkiem. Przez rok szukał pracy. Wreszcie znalazł ją w sklepie wdowy Minclowej. Wkrótce ożenił się ze znacznie starszą zamożną kobietą awansując tym samym z pozycji pracownika na pozycję współwłaściciela interesu. „Krzyż Pański miał z tą babą” – zauważa radca. Szczęściem po 4 latach małżeństwa żona zjadła coś niezdrowego i zmarła czyniąc Wokulskiego bogatym wdowcem. Radca dziwi się, jak inni, że ten zamiast pilnować majątku, zostawia wszystko pod okiem plenipotenta i angażuje w coś nowego.
Rozdział 2
Ignacy Rzecki od 25 lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. Od 25 lat nic w pomieszczeniu nie zmieniło się, tylko sprzęty nieco się postarzały. Od ćwierć wieku nie zmieniły się też przyzwyczajenia subiekta. Wstaje codziennie punktualnie o godzinie szóstej rano. Myje się, patrzy na swoje łydki, cieszy się, że „nabiera ciała”. Wypuszcza pudla na spacer, je śniadanie, ubiera się i punktualnie o wpół do siódmej idzie otworzyć sklep. Sprawdza w notatniku plan zajęć. Robi przegląd towarów w gablotach i szafach. Tuż przed otwarciem sklepu, przed godziną 8 pojawia się pierwszy subiekt, Klejn. Dzisiaj wypytuje Rzeckiego o Wokulskiego. Rzecki odpowiada, że kupiec zapowiedział przyjazd w połowie marca. Przy okazji zdradza się ze swoim uwielbieniem dla Bonapartego i jego spadkobierców. Klejn nieśmiało wtrąca do rozmowy słowo socjalizm, które wyraźnie irytuje Rzeckiego, ale nie ma czasu odpowiedzieć, bo do sklepu wchodzi kolejny pracownik, Lisiecki. Pan Ignacy ironicznie wypomina mu spóźnienie. Droczą się przez chwilę, a czytelnik dowiaduje się, że Lisiecki jest łysy, zaś jego zwierzchnik siwieje. Pierwsza tego dnia klientka kupuje mosiężną spluwaczkę. Przed dziewiątą pojawia się kolejny subiekt, Mraczewski. To piękny dwudziestokilkuletni blondyn, „z oczami jak gwiazdy, ustami jak korale i wąsikami jak zatrute sztylety”. Od progu kaja się przed Rzeckim za spóźnienie, usprawiedliwia. Matka mu zachorowała, musiał szukać doktora, był u sześciu…No i zegarek mu stanął. Mraczewski kontynuuje… tak bardzo chciał przyjść do pracy jako pierwszy. Zależało mu na tym, bo musi dzisiaj wyjść przed siódmą, choćby miał się podać do dymisji. Rzecki jest poruszony jego zachowaniem. Proponuje, by zaczął od wypowiedzenia. Będzie wolny przed jedenastą. Wtrąca się Lisiecki. Mówi, że pewnie Rzecki w wieku Mraczewskiego też biegał za spódniczkami i nie ma sensu prawić morałów. Rzecki bije się w piersi i twierdzi, że za kobietami nigdy nie biegał. Subiekci kwitują to wyznanie drwiącymi uśmiechami. Wchodzi drugi klient. Chce kupić kalosze. Obsługuje go Mraczewski. Klient wychodzi z nową parą butów. Rzecki jest zadowolony. Mraczewski chcąc przypodobać się szefowi jeszcze bardziej, głośnym szeptem mówi do Lisieckiego, że pan Ignacy przypomina mu z profilu Napoleona. Urlop dostaje. Potem Rzecki zanotuje w notatniku, że subiekt był wieczorem z niejaką Matyldą w teatrze.
Około pierwszej Rzecki je obiad. Sklep zamykano o 20-stej. Rzecki liczy kasę i układa plan na kolejny dzień. Każda zaniedbana sprawa przyprawiała go o bezsenność. Jeżeli dzień mija pomyślnie, przed snem pan Ignacy czyta historię konsulatu, cesarstwa lub wycinki z gazet poświęcone wojnie włoskiej z roku 1859, a niekiedy grywa na gitarze i śpiewa „Marsza Rakoczego”.
Najprzyjemniejszym dniem jest niedziela. Wtedy Rzecki obmyśla wystrój witryn sklepowych na cały tydzień. Pan Ignacy uwielbia mechaniczne zabawki i umieszcza je w centralnym punkcie wystawy. Niechętnie wychodzi na spacer. Jest nieśmiały, nosi niemodne ubranie, zwraca na siebie uwagę przechodniów, a tego nie lubi. Od pewnego czasu marzy o tym, by wybrać się w jakąś daleką podróż. Ignacy Rzecki pisze pamiętnik.
Rozdział 3
Ignacy Rzecki dostrzega podobieństwa pomiędzy prowadzeniem polityki i prowadzeniem sklepu. Tak jak subiekci zmieniają teraz garderobę co kwartał, tak politycy zmieniają poglądy. I w jednym i w drugim wypadku nie wróży to sukcesów. Rzecki wspomina swojego ojca, który był żołnierzem, a potem woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. Ignacy mieszkał z ojcem i ciotką w dwupokojowym mieszkaniu na czwartym piętrze na Starym Mieście. Na ścianach pokoju ciotki wisiały obrazy świętych, a u mężczyzn portrety Napoleona. Do Rzeckich często przychodzili koledzy ojca, by rozmawiać o polityce i podsycać nadzieje na powrót Bonapartych do świetności. Jeden z nich niejaki Raczek ożenił się później z ciotkąIgnacego.
To ojciec nauczył swojego syna czytać, pisać, kleić koperty, a przede wszystkim musztrować się, co miało być bardzo przydatne, gdy Bonapartowie zaczną robić porządek na ziemi. Około roku 1840 ojciec umarł, a w ostatnim słowie nakazał Ignacemu pamiętać o Napoleonie.
To wtedy ciotka wyszła za mąż za Raczka. Małżeństwo adoptowało Ignacego i posłało do terminu do sklepu Mincla, co się chłopcu bardzo podobało. Lubił chodzić tam wcześniej po zakupy, po papier dla ojca i mydło dla ciotki, przy okazji przyglądał się zabawkom. W sklepie Mincla terminowało poza Ignacym 2 jego synowców Franc i Jan. Trzeciego dnia terminowania Ignacy zjadł rodzynek, który upadł na kontuar. Mincel uderzył go za to sarnią nogą. Od tej pory chłopak nie śmiał wziąć do ust niczego w sklepie. Dzień zaczynał się dla Rzeckiego o 5 rano. Wstawał, mył się i zamiatał sklep.
Stary Mincel bywał w sklepie nawet w niedzielę. Koło południa Ignacy przychodził do niego na lekcje. Dowiadywał się skąd pochodzą przyprawy, do czego się je dodaje, rozwiązywał zadania rachunkowe, pisywał listy w interesach. Kupiec uczył go też oszczędności. Zawsze wypłacając pensję pytał, czy z poprzedniej coś odłożył. Nierobienie oszczędności było występkiem. Z czasem nauczyciel tak przywiązał się do swojego ucznia, że nie mógł obejść się bez niego. Po latach Ignacy napisał w swoim pamiętniku, że pryncypał miał tylko jedną wadę, nie znosił Napoleona. Sam dźwięk nazwiska Bonaparte wywoływał wściekłość u Mincla.
W 1846 roku Rzecki został subiektem, a stary Mincel umarł. Stało się to w dość dziwnych okolicznościach. Dwukrotnie w sklepie Mincla stłuczono okno. Ignacy domyślał się, że usłyszawszy o ucieczce Ludwika Napoleona, zrobili to jego sympatycy, których drażniła otwarta niechęć Mincla do Napoleona. Stary człowiek podupadł na zdrowiu po tych wydarzeniach i umarł w sklepie w swoim fotelu. Interes przejęli synowcy Mincla i podzielili go między siebie. Franc zajął się towarami kolonialnymi, a Jan ożenił się z piękną Małgorzatą Pfeifer i handlował galanterią i mydłem. Kiedy umarł, Małgorzata wyszła za Wokulskiego.
Rzecki pisze w swoim pamiętniku, że za jego czasów pryncypał pilnował swojego sklepu, czuwał na praktykantami. Teraz właściciele biorą tylko dochody z handlu, ale nie troszczą się o interes. Zaznacza, że nie ma na myśli Stasia Wokulskiego i zastanawia się, co też kupiec robi teraz w Bułgarii.
Ciąg dalszy streszczenia znajdziesz tutaj>>