Bez fałszywej skromności
Władysław Barwicki, Juliusz Słowacki
"Dowiedziawszy się o śmierci Goethego, pomyślałem sobie, iż Bóg go wziął z tego świata, aby dla mnie, wydającego poezje, miejsce zrobił na świecie.” - pisał Juliusz Słowacki w liście do matki, Salomei Becu wiosną 1832 r. W innym liście napomykał od niechcenia: "Skibicki wmieszał się do konwersacji i powiedział, że Polska mnie mając, nie będzie Anglii Byrona zazdrościć.” Wdzięczny za te słowa Słowacki poświęcił Michałowi Rola Skibickiemu poetycki list i dedykował mu dwa inne utwory.
By podkreślić swoją pozycję w poetyckim panteonie nie wahał się Juliusz dezawuować innych twórców. Jego niechęć do Mickiewicza i krytyka jego dokonań jest powszechnie znana. "Matko moja, że kiedy Mickiewicz do Paryża zjechał napisałem Tobie, że nie pójdę do niego pierwszy, a było kilka osób, którym mówił, że mnie chciałby widzieć, ja jego widzieć nie bardzo chciałem, bo sława jego poetycka sztuczną mi się zdawała i niepojętą [...] Mickiewicz improwizował, ale dosyć słabo..." (kwiecień 1832).
Wbrew temu, co Słowacki pisał matce, współcześni nie byli dla niego łaskawi. Nie dość, że bardziej cenili dzieła konkurenta, to jeszcze postrzegali Juliusza jako człowieka wyniosłego, egoistę i narcyza. Poeta, tłumacz Antoni Odyniec stwierdzał: „Chce mu się koniecznie być Konradem, żeby nań wszyscy z podziwieniem patrzali, a z czczą bojaźnią kłaniali się przed nim […]. Ale żeby on sam w kim kochał, to jest dla kogoś zapomniał o sobie – to dotąd popędu nie ma w jego narcyzowatej naturze.”