Jak poeta szambelana w łeb palnął lichtarzem
Gra w karty, początek XIX w.
Po ukończeniu studiów w Uniwersytecie Wileńskiem Adam Mickiewicz przyjął posadę nauczyciela w szkole w Kownie. Przybywszy do miasta, zapoznał się z tutejszym towarzystwem i zadurzył prawie na zabój w doktorowej Karolinie Kowalskiej.
Dama była zjawiskowo piękna. Wobec siły jej urody bezradni jak dzieci okazywali się nie tylko prowincjonalni kownianie, ale nawet ludzie bywali w świecie. Do wielbicieli pięknej Karoliny należał m.in. Andrzej Le Brun, nadworny rzeźbiarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiej, który po upadku Rzeczpospolitej zamieszkał na Litwie. Le Brun uwiecznił wdzięki pani Kowalskiej na przygotowanej przez siebie płaskorzeźbie, gdzie przedstawił ją jako boginię miłości. Odtąd Kowalską nazywano "kowieńską Wenerą".
Dwudziestojednoletni Adam Mickiewicz wzdychał do damy, bynajmniej platonicznie, w licznym gronie innych adoratorów, narażając się niekiedy na prawdziwe niebezpieczeństwo. Jeden z najbliższych przyjaciół poety, Franciszek Malewski, relacjonował w liście taką sytuację.
Pewnego wieczora w salonie doktorostwa Kowalskich Mickiewicz zabawiał się grając w karty z rywalem do wdzięków pani Karoliny, szambelanem Nartowskim. Atmosfera była napięta. W pewnym momencie szambelan powiedział coś, co się Adamowi nie spodobało. Ponaglił więc partnera, by skupił się na grze. Ten lekceważąco odtrącił karty. Zdenerwowany poeta, zgodnie z relacją przyjaciela, "jak palnie go w pysk", że szambelan spadł z krzesła i upadł na podłogę, gdy wściekły podniósł się, Mickiewicz chwycił lichtarz i "palnął nim w łeb pana szambelana, tak że szambelan siedem kościołów zobaczył". Usłyszawszy hałas, do salonu przybiegł pan domu. Nartowski zaczął mu wyrzucać, że toleruje w domu romans żony z młodym nauczycielem.
Nazajutrz Adam Mickiewicz odebrał dwa bilety wzywające go na pojedynki, od Nartowskiego i od doktora Kowalskiego.
Do rozlewu krwi jednak nie doszło, bo w gruncie rzeczy żaden z panów nie kwapił się, by bronić nadwątlonej czci "kowieńskiej Wenery".