Kto smaruje, ten jedzie albo łyżka dziegciu w beczce miodu
A. Orłowski, Dorożka
Nieliczni przypuszczają, a niewielu wie, że wymienione w tytule przysłowie i frazeologizm mają ze sobą wiele wspólnego.
Oba wywodzą się z powszechnych w okresie staropolskim doświadczeń związanych z używaniem dziegciu. Dziegieć zwany także mazią lub smołą drzewną wytwarzano z kory brzozy, wierzby lub buka. Była to ciemnobrązowa gęsta ciecz o ostrym zapachu stosowana np. jako klej do grotów i beczek, do wyprawiania skór oraz do smarowania drewnianych trybów, czyli kół zębatych i kół wozów. "Kto smaruje, ten jedzie" - mówili nasi przodkowie odnosząc przysłowie jedynie do aspektów komunikacyjnych. Dopiero z czasem nabrało ono sarkastycznego znaczenia i obecnie używane jest jako usprawiedliwienie korupcji.
Oczyszczony i przedestylowany dziegieć stosowany był jako środek aseptyczne i grzybobójczy. Dodawano go do maści i roztworów alkoholowych pomocnych w leczeniu schorzeń skóry u ludzi, a w weterynarii zwalczał schorzenia racic i końskich kopyt. Taki dziegieć miał nieprzyjemny gorzki smak. Istnieją dwa wyjaśnienia dotyczące powstania frazy "łyżka dziegciu w beczce miodu".
Według jednego z nich, podczas wojny w XVI lub XVII wieku pewien kwatermistrz obawiał się, że niesubordynowani żołnierze upiją się miodem jeszcze przed bitwą i nie będą mogli stawić czoła nieprzyjacielowi. Aby zniechęcić skłonnych do pijaństwa wojaków do wiezionego miodu, dodał do jednej z beczek łyżkę dziegciu. Charakterystyczna gorycz i nieprzyjemny zamach miały odrzucić amatorów trunku.
Bardziej przekonujące wydaje się jednak drugie wyjaśnienie. Otóż, aby osłabić ostry smak dziegciu i umilić nieco chorym zażywania lekarstwa, dodawano doń trochę miodu. Dzięki czemu kuracja stawała się mniej przykra.
Obecnie mówimy o łyżce dziegciu w beczce miodu wówczas, gdy opisujemy korzystną sytuację, nieznacznie zakłóconą przykrym incydentem.