Jak obłaskawić diabła Borutę
J. Kossak, Diabeł Boruta
Od dawien dawna wiadomo, że w okolicach Łęczycy straszy. Niekiedy podróżni gubią drogę i mimo że zmierzali w zupełnie inne miejsce, nagle znajdują się w okolicach ponurych mokradeł, a napotkany tubylec gotowy jest wskazać im właściwy kierunek, tylko wtedy, gdy najpierw zgodzą się zaprzedać swą duszę. Gdy podróżujący zatrzymują się w przydrożnych zajazdach, zdarza się, że słyszą w nocy jakieś hałasy na dachu, jakieś pukania albo kroki. Wszystkie te przygody to sprawka mieszkającego w podziemiach łęczyckiego zamku diabła Boruty.
Istnieje sposób, by ułagodzić Borutę. Skorzystał z niego Maćko z Bogdańca bohater "Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza. Gdy przejeżdżał przez bory w okolicach Łęczycy, powódź zmusiła go do dłuższego niż planował pobytu w lasach. Maćko zatrzymał się w opuszczonej karczmie i wkrótce odniósł wrażenie, że miejsce to odwiedzane jest przez nieczyste siły. A to na ścianach coś zaszeleściło, a to przed karczmą dostrzec można było w błocie ślady ogromnych racic czy też kopyt. Zasięgnąwszy języka u miejscowych ludzi, mądry rycerz postanowił zjednać sobie diabła Borutę. Wieczorem zawiesił na płocie wołowy pęcherz po brzegi wypełniony miodem. Dowiedział się bowiem, że diabeł za trunkami przepada i najpewniej zyskać sobie można jego przychylność częstując alkoholem. Kiedy nazajutrz okazało się, że pęcherz został do dna wypity, Maćko odzyskał spokój. Żadna już przygoda nie zmąciła przeprawy przez miejscowe mokradła. Co prawda jeden z towarzyszących Maćkowi giermków dziwnie uśmiechał się, gdy Maćko chwalił się swoją przezornością, ale stary rycerz nie zważał na to. Był przekonany, że to dzięki poczęstunkowi miodem, Boruta oszczędził podróżnym nieprzyjemnych doświadczeń.