Rozebrać się do rosołu
Picasso, Kobieta z kogutem
O kimś, kto w towarzystwie innych jest niekompletnie ubrany lub ubrany zbyt lekko w stosunku do panującej temperatury, mówimy, że rozebrał się jak do rosołu. Językoznawcy nie są zgodni co do pochodzenia frazeologizmu.
Są tacy, którzy sądzą, że zwrot wywodzić należy od czynności rozbierania mięsa do obiadu, czyli w tym wypadku oskubania kury z piór, usunięcia niepotrzebnych części, a następnie pokrojenia mięsa, które potem zalewa się wodą, dodaje warzywa i gotuje powoli na niewielkim ogniu.
Takie wyjaśnienie wydaje się mało przekonujące, bo człowiek "rozebrany do rosołu" ma jednak ciało w jednym kawałku.
Inni badacze języka dowodzą natomiast, że rosół jest synonimem zupy gorącej i wiele osób przypisuje mu rozgrzewające właściwości. Podobno początkowo zwrot "rozebrać się do rosołu" traktowano bardzo dosłownie. Osoby, które zasiadały do stołu, by nie przegrzać się podczas posiłku zrzucały co cieplejsze szatki. Z czasem związek wyrazowy nabrał znaczenia metaforycznego i zaczął być używany niezależnie od faktu i momentu spożywania takiej czy innej zupy.
Cóż, tam gdzie rosół jest pierwszym daniem obiadowym, może rzeczywiście przed jego zjedzeniem zdejmowano część stroju, ale w domach, w których obiad poprzedza się przystawkami o odpowiedni strój dbano chwilę wcześniej.
Najciekawsze wyjaśnienie frazeologizmu zaproponował żyjący w XIX wieku dominikanin ks. Sadok Barącz. W fascynującej książce zatytułowanej "Bajki, fraszki, podania, przysłowia i pieśni na Rusi" przedstawił historię uregulowania pewnego długu przez wojewodę poznańskiego Ostroroga.
Pan ten swego czasu pożyczył od średniozamożnego szlachcica znaczącą kwotę obiecując, że dług odda, jak tylko będzie to możliwe. Mimo iż sytuacja materialna wojewody poprawiła się wkrótce i mimo że szlachcic ponaglał go, by oddał pożyczkę Ostrorog ociągał się ze zwrotem pieniędzy. Odzyskania sumy, bezpowrotnie utraconej - jak się wydawało pożyczkodawcy, podjął się za odpowiedni procent pan Kokufas (popularne wówczas imię orientalnego pochodzenia) Araburda, znany pieniacz i rębajło, na skutek ran poniesionych w licznych potyczkach i bijatykach utykający na jedną nogę, pozbawiony trzech palców u ręki i jednego oka. Borącz pisał, że twarz miał haniebnie pokiereszowaną, a sumiaste wąsy czyniły zeń prawdziwe straszydło.
Tenże szlachetka udał się na dwór wojewody. Ten zaś chcąc dać mu do zrozumienia, by zabierał się skąd przyszedł, ugościł go cienką polewką, czyli przysłowiowym wkrótce rosołem, zamiast,jak każe obyczaj, podać zdrożonemu gościowi obfity obiad. Niezrażony jawnym afrontem Araburda usiadł przy stole i zaczął się rozbierać. Kiedy zdjął buty, zmieszany wojewoda zakrzyknął:
- Co wasze czynisz, panie bracie?
Gość odpowiedział, że zamierza się rozebrać, a potem wskoczyć do wazy z rosołem i znaleźć w niej jakiś pożywny kąsek.
Ta właśnie opowieść ma wyjaśniać etymologię frazeologizmu.
Jeśli chcecie się dowiedzieć, czy dowcipnemu Araburdzie udało się odzyskać dług, sięgnijcie po książkę.